film naprawdę godny polecenia. Nie jest to banalna historyjka z happy endem. kawalek dobrego polskiego kina. polecam.
Obejrzałem dzisiaj. Rzeczywiście dobre polskie kino. Trochę niespodziewanie brak śląskiej gwary w opowieści dziejącej się na Śląsku ale prawdopodobnie chodziło o pokazanie problemu w charakterystycznym środowisku, ale czytelnego dla widza w całej Polsce. No i rzecz dzieje się filmowo chyba w Bytomiu, a tam Ślązaków jak na lekarstwo.
Wspaniała gra głównych bohaterów, większość postaci budzi sympatię, kibicujemy im w ich zmaganiach z losem.
Ja także uważam film za bardzo dobry. Trzeba przyznać, że jest dość długi, że ma wielu bohaterów i wiele wątków -- które wzajemnie tylko lekko się zazębiają -- i że poszególne wątki nie obfitują w zbyt wiele zdarzeń (choć, oczywiście, nie można powiedzieć, że nic się w tym filmie nie dzieje). To może kogoś zmęczyć albo znużyć. Może też męczyć nieracjonalność i beznadziejny upór, z jakim ci bohaterowie podążają za swoimi oderwanymi od rzeczywistości marzeniami. Ale to jest właściwa treść tego filmu: to jest film o chwytaniu i trzymaniu się czegoś, co będzie ciągnęło życie do przodu, nadawało mu sens i motywację w sytuacji, gdy realnych szans na odmianę losu raczej nie ma. Tak, to po trochu jest film o życiu złudzeniami, ale też o tym, że jak bardzo niewiele czasem potrzeba do szczęścia.
Ja porównałbym ten film do "Sztuczek". W moim odczuciu mówią one prawie dokładnie o tym samym, a i sposób opowiadania jest dość podobny. "Sztuczki" są jednak w swojej naturze opowieścią poetycką, trochę czarodziejską (choć bez zjawisk paranormalnych :)), niezwykle urokliwą; "Co słonko widziało" jest zaś filmem "słonym", dość realistycznym, raczej melancholijnym, choć o raczej w miarę pozytywnym przesłaniu i raczej nieprzygnębiającym.
Podsumowując: jest to jeden z kilku dość dobrze znanych filmów minionej dekady traktujących o ludziach ciężko radzących sobie w życiu: film o biedzie, pognębieniu, braku perspektyw oraz o wynikających z tego wszystkiego kryzysach rodzinnych, cierpieniach fizycznych i psychicznych. Na tym nie kończy się jednak wymowa tego obrazu -- pokazuje on też, że nawet w beznadziei człowiek jest w stanie odnaleźć, właściwie sam w sobie, jakieś cele, potrzeby, dążenia, pragnienia, i zbudować sobie na nich świat. I mówi o tym, jak wiele potrafilibyśmy dać sobie nawzajem... gdybyśmy potrafili. Jeśli ktoś ma awersje do filmów traktujących o życiowych rozbitkach i "żerujących na temacie prowincjonalnej biedy" (bo z takimi zarzutami dość często można się spotkać), to może rzeczywiście nie powinien go oglądać, bo wszystko będzie go w nim drażnić. W moim przekonaniu takie filmy są wartościowe; wydaje mi się, że trochę nas mogą uwrażliwić, i że otwierają nam, niekoniecznie doświadczającym tego typu egzystencji, trochę inną perspektywę na życie.
Zaskakująco dobry, a nawet bardzo dobry polski film z puentą. Miłość zwyciężyła - niby banalne, ale cały film świetnie, przekonywująco, niebanalnie, a jednak tak zwyczajnie życiowo zagrany. Po prostu bardzo dobre polskie kino. Mocne 8.
No właśnie, to już nie pierwszy polski film sprzed kilku lat, który ma tak słabe udźwiękowienie. A to duży minus, bo ciężko było niektóre kwestie dosłyszec.
Tak, to było słabe, a zwłaszcza jak mówił ten młody Seba, co drugie zdanie można zrozumieć, widać ma słabą dykcje
Rewelacja. Przejmująca i poruszająca do głębi rewelacja. Kawał dobrego kina. Pozdrawiam moich przedmówców.